Recenzja filmu

Trzy dni (2008)
F. Javier Gutiérrez
Víctor Clavijo
Mariana Cordero

Psychologia katastrofy

Filmów katastroficznych trochę się już naoglądaliśmy. Są to głównie produkcje amerykańskie (nie liczę tutaj kina dość oryginalnego japońskiego z Godzillą na czele). I tak: mieliśmy już
Filmów katastroficznych trochę się już naoglądaliśmy. Są to głównie produkcje amerykańskie (nie liczę tutaj kina dość oryginalnego japońskiego z Godzillą na czele). I tak: mieliśmy już armageddon, od którego w iście melodramatyczno-patetycznym stylu ratowali nas Amerykanie, były wybuchy wulkanów, zlodowacenia, tonęły statki w akompaniamencie łez fanek Leonarda. Przeżyliśmy też sztormy, płonące wieżowce, zmasowane ataki flory i fauny, a nawet kosmitów, niektórych z nich pokonywano z istnym poczuciem humoru przy radosnych dźwiękach country. Oglądając każdy kolejny film tego typu, wiemy, co będzie, nastawiamy się na kolejną rozrywkę przy kubku popcornu (w kinie) czy czteropaku piwa (w domu). Z czasem takie kino potrafi znudzić swoją głupotą i schematycznością. Ale na szczęście są inne kraje niż wspaniałe Stany Zjednoczone Ameryki Północnej. Otóż w Europie znajduje się kraj, gdzie też się kręci filmy. Także katastroficzne. A do tego niebanalne. Na imię mu Hiszpania... Oto przed nami "Tres dias", dramat katastroficzny wyprodukowany roku pańskiego 2008. O ile Hollywood stawia na stronę wizualną takich produkcji, Hiszpanie skupili się na wątku psychologicznym. Nie chodzi tutaj tylko o budżet – bo widać, że nie zainwestowano grubych milionów; wyszło to filmowi nawet na zdrowie. Poza tym udowodniono, że do nakręcenia takiego obrazu wcale nie są potrzebne olbrzymie pieniądze. W amerykańskich produkcjach trzeba opłacić gwiazdorską obsadę, reklamę, no i zapłacić za ekranowe wodotryski. W "Tres dias" nie znajdziemy gwiazd, nie znajdziemy efektów, które wgniotą nas w fotel. Nie znajdziemy też tego filmu w każdym kinie. Nie będziemy mijać co chwilę jego plakatu na ulicy, nie usłyszymy też o nim w telewizji. Dlaczego zatem warto go obejrzeć? Już napisałem: to nie pieniądz decyduje o wartości filmu, dobre kino nie potrzebuje reklamy. Co zatem jest nim takiego dobrego? Film zaczyna się niewinnie, właściwie bez rewelacji. Akcja ma początek 'gdziekolwiek' i 'kiedykolwiek'. Poznajemy młodego robotnika zmęczonego życiem, Alejandro, i jego matkę. W spalonym słońcem miasteczku życie toczy się swoim rytmem. Każdy narzeka też na zanik sygnału telewizyjnego. To dopiero nuda żyć bez telewizji! Nikt nie przeczuwa, co się niebawem wydarzy. W krótkiej chwili, kiedy wraca sygnał, zmienia się wszystko, nie tylko w tym spokojnym miasteczku ale i na całym świecie. Oto naukowcy oznajmiają, że w stronę Ziemi zmierza olbrzymi meteoryt. Przywódcy całego świata zaangażowali się w dwa projekty zniszczenia zagrożenia. Obie misje zawiodły, nie da się już nic zrobić. Do uderzenia pozostają około 72 godziny... I tutaj zaczyna się właściwa akcja filmu. Alejandro z matką wyjeżdżają na wieś do rodziny. W domu zastają jedynie siostrzeńców mężczyzny, rodzice gdzieś wyjechali. Okazuje się, że przez brak informacji dzieci nie wiedzą nic o tym, co ma nastąpić, a czyha na nich wiele niebezpieczeństw. Jak widzimy, nie znajdziemy tutaj zmagań z meteorytem, niesamowitych kowbojskich wyczynów ani nawet cienia wybujałych efektów. Pomimo że jest to film katastroficzny, sama katastrofa jest tylko tłem ukazanych wydarzeń i analizy ludzkiej psychiki w obliczu końca. Naukowcy mówią, że świat ulegnie prawdopodobnie całkowitemu zniszczeniu. Jednak ludzie uciekają, chronią się w piwnicach, schronach czy tunelach. Tylko Alejandro wydaje się jedynym człowiekiem, który zdaje sobie sprawę z tego, co ma się wydarzyć. Z początku wrogo i obojętnie nastawiony do siostrzeńców, w obliczu zagrożenia ze strony kryminalisty, który właśnie wyszedł na wolność, potrafi stanąć w ich obronie. I zrobi to nawet za cenę własnego życia. Czyżby była to forma odkupienia za dotychczasową marność własnego życia? Czyżby chciał zrobić ostatni dobry uczynek. Nie ma przecież już nic do stracenia. Nieco inną postawę ukazuje pedofil. Wychodzi z więzienia i morduje, jak gdyby nic się nie wydarzyło i wydarzyć nie miało. Dla niego to nic nadzwyczajnego, on tym bardziej przed nieuchronnym końcem nie ma nic do stracenia. Jego zdegenerowana psychika jest o wiele łatwiejsza do pojęcia. A co z dziećmi? Są nieświadome do samego końca. Dlaczego Alejandro nie powiedział nic (z początku wbrew matce chciał poinformować, co się ma wydarzyć)? Czy postąpił dobrze? I tak, i nie. Nie chciał popsuć dzieciom ostatnich chwil życia, dzieci nie zasłużyły przecież na bezczynne oczekiwanie na rychłą śmierć. Czy można przyjąć, że z drugiej strony je okłamał? Przecież nie powiedział nic, kłamstwa nie było. Ale czy człowiek powinien kończyć życie w takiej nieświadomości? Na to pytanie widz musi sobie odpowiedzieć sam, nie jest to łatwe pytanie.  Czy film zasługuje na uwagę? Z pewnością tak. Nie jest to kino dla widzów przyzwyczajonych do pustych fajerwerków. Nie należy więc tego oczekiwać. Nie ma też happy endu. Świat kończy się wraz z filmem. To kino dla ludzi, którzy oczekują od kina czegoś więcej, niż tego, co mają przed oczami w tego typu produkcjach. Jednak proszę nie myśleć, że "Tres dias" jest arcytrudny w odbiorze. Otóż nie jest to arcydzieło. Interesującym może być dla ludzi, którzy potrafią obejrzeć coś więcej niż "Armageddon". Nie trzeba być psychologiem, aby zrozumieć, co czują bohaterowie i czym się kierują, chociaż odrobina myślenia się przyda. Film jest godny polecenia jako odskocznia od popcornowych superprodukcji. Zresztą, Hiszpanie już nie raz udowodnili, że potrafią nakręcić dobre kino: "Intacto", "Labirynt fauna", "Kręgosłup diabła" czy nawet niekiepski "REC", nie mówiąc już o filmach Almodóvara, są one jakże innym sposobem kręcenia. To swego rodzaju oryginalność, jaką ukazało niedawno kino azjatyckie. I dobrze, oby więcej takich filmów. A widzom można powiedzieć: 'na zdrowie'.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones